czwartek, 25 kwietnia 2013

Z CYKLU Z ŻYCIA WZIĘTE, CZYLI DZIENNE MATEK ROZMOWY

Chciałoby się rzec "nocne matek rozmowy", ale matki zwykle wieczorami kąpią tałatajstwo, a nocami śpią, bo tałatajstwo rano wstaje i żąda jedzenia (zresztą w nocy młodsze egzemplarze też domagają się małego co nieco). Ale ja nie o tym... 

Nawiedziła mnie ostatnio koleżanka moja z czasów licealnych jeszcze (również matka dwójki) i z troską w głosie zapytała jak sobie radzę z Miśką i maluchem (maluch ma 1,5 m-ca). Nadmienię jeszcze, że nie tylko w zapytaniach uprzejmych troskę mi okazała, ale i, pomimo moich protestów (niezbyt intensywnych, przyznaję), umyła mi naczynia - ooo takich to ja mam właśnie gości mili Państwo, ale do rzeczy... Odrzekłam, zgodnie z prawdą (co jej będę oczy mydlić, sama ma dwójkę, więc nie jej kity wciskać), że "trochę brakuje mi czasu dla siebie żeby... żeby..". i tu się zacięłam. A koleżanka dokończyła za mnie "...żeby posprzątać kuchnię?" "O właśnie!", ucieszyłam się, że mnie tak w pół zdania rozumie.

Naszła mnie wczoraj refleksja, od kiedy to ja definiuję czas dla siebie jako czas na sprzątanie? Taaa pewnie od tego momentu, w którym samotne, spokojne zakupy (choćby spożywcze, bo o szmatach nie wspomnę) stały się szczytem luksusu. Wczoraj więc na znak buntu poszłam spać później, ale z pomalowanymi paznokciami - na wszystkich 10 palcach!!! Czujecie klimat? I to 2 warstwy lakieru i wzorek. To nic, że dziś cały dzień nie wypełzłam z pieczary (gotowałam i sprzątaliśmy, bo babcia wzięła Misię do siebie), a paznokcie są już obśrupane - no bo jakie mają być po sprzątaniu. 

A dziś zamiast prasować poczytam sobie książkę, a co! Mamuśki, próbujcie choćby pazurami wyrwać choć małą chwilę dla siebie!!! Olejcie trochę sprzątanie, ugotujcie obiad od razu na dwa dni, albo poproście kogoś o pomoc, czy dajcie dziecko do klubu malucha. Rodzina, a zwłaszcza dzieci od tego nie zginą, a wręcz na tym zyskają, no bo kto chciałby mieć zmęczoną 24-godzinnym kieratem mamę?

Ale żeby nie było, że ja taka nieszczęśliwa i zła matka (No bo jak na dziecko powie "egzemplarz" czy "tałatajstwo", to zła być musi, hę? Są już tacy co to się oburzali, że dzieci "szkodnikami" nazywam, a przyznacie, że nazwa jest adekwatna przynajmniej dla niektórych dzieci), to powiem, że macierzyństwo sprawia mi dużo radości, a z mojego bobasa jest równy gość. Tylko się do niego odezwać, a już mu się buzia cieszy i po swojemu konwersować próbuje, a ja się rozpływam. Prawie nie płacze. Wieczorem się naje konkretnie, budzi się maksymalnie trzy razy, a zdarzyło się, że obudził się tylko raz. Czasem uda mi się podrzemać do 9. Mówię "podrzemać", bo nawet jeśli on śpi, to Misia też z różnymi petycjami przybywa. Co do Misi, to przyjęła brata rewelacyjnie (chyba te techniki, o których tu pisałam działają: http://blogodzieciach.blogspot.com/2012/12/o-rany-julek-bedzie-rodzenstwo.html ) - pomaga w opiece nad nim, okazuje mu czułość i chce go bronić. Raz jak on nawoływał swą jadłodajnię, ona była "na nie" i odprawiała histerię, mnie się chciało pić (od jakieś godziny, ale nie mogłam dotrzeć do szklanki z wodą), a pralka piszczała, że się skończyło pranie, powiedziałam "Co ja z wami dzieciakami mam!", to Misia od razu zapomniała o swoich fochach i powiedziała: "Jesteś na nas zła? Nie złość się na brata!". Czyż to nie najlepszy dowód siostrzanej miłości? Oby tylko im nie przeszło. Lecę Mateczki, bo książka czeka.

4 komentarze:

  1. I nawet wzorek masz? O wow! Tez chce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana siostra. U Nas jest maluska roznica wieku ,ale Starszak kocha Malutkiego i coraz czescie do niego mowi i probuje sie z nim bawic.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie makijaż ostatnio też zaczyna się robić rarytasem :)
    Miłego czytania życzę !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja od roku już paznokci nie malowałam :) chyba też zacznę mieć swoje wieczorne rytuały.... ale znając życie jak zacznę malować to mały zacznie cyca wołać.A miłość starszego do młodszego rodzeństwa to coś cudownego.

    OdpowiedzUsuń