poniedziałek, 25 stycznia 2016

JAK ZACHĘCIĆ DZIECI I MĘŻA DO POMOCY W DOMU - LISTA OBOWIĄZKÓW

 


O tej metodzie słyszałam już dawno temu i jakoś nie byłam przekonana. Uważałam, że naszym głównym problemem jest sfera emocjonalna, a nie obowiązki domowe. Skupiałam się na książkach i filmach najpierw dotyczących tego jak radzić sobie z dziecięcą złością i buntem, potem doszłam do wniosku, że muszę pracować nad sobą - swoją cierpliwością, chwaleniem członków rodziny, stosunkiem do dzieci i swoim dobrym samopoczuciem. Jak powiedziała moja mądra koleżanka: "Kobieta to centrum rodziny, a sfrustrowana kobieta, to epicentrum problemów". 

W moich poszukiwaniach natrafiłam na książkę "7 nawyków skutecznego działania". Tam autor opisywał sytuację, w której pracownik hotelu niższego stopnia sam przyznał się, że zawiódł (mimo iż nikt mógłby się o tym nie dowiedzieć) i poprosił o jakieś wynagrodzenie dla klienta. Covey (autor) był zaskoczony tym zachowaniem i zapytał jak firma wzbudziła takie poczucie lojalności wobec firmy, taką chęć dbania o klienta (również inni pracownicy byli bardzo pomocni) i dowiedział się, że pracownicy współtworzyli misję firmy. 

Jako przykład wykorzystania tego w domu, Covey podał stworzenie listy obowiązków. Kluczem do sukcesu było to by NIE przychodzić z gotową listą i wydzielić członkom rodziny obowiązki. Dzieci chętniej się zaangażują jeżeli będą współtwórcami listy i same zadecydują w czym mogą pomóc. 
Ja napisałam na kartce moje pomysły i podałam pierwszy z nich jako przykład, ale potem podpytywałam jakie jeszcze obowiązki im przychodzą do głowy. 
Obowiązki zilustrowaliśmy obrazkami, wykonanymi przeze mnie i dzieci, a na koniec zadałam im pytanie: "Kto umie i chce wziąć na siebie ...." Dzieci same wołały kto z nas robi daną rzecz i jeśli czuły, że one potrafią w tym pomóc, to zgłaszały również siebie. 
Pod każdym obowiązkiem pisaliśmy znak symbolizujący kobietę lub mężczyznę (możecie dać kółko i trójkąt) lub rysunek chłopca lub dziewczynki. 






Mój mąż akurat robi dużo w domu, ale jeżeli wy tego szczęścia nie macie, to możecie wykorzystać tę listę by to zmienić. Jeśli mąż chce by dzieci przejęły obowiązki domowe, to sam musi dawać przykład. 

Moje dzieci były bardzo entuzjastyczne przez pierwsze dni, więc nie było problemu z nauczeniem ich jak robić pewne rzeczy. Były chwalone (męża też zresztą staram się chwalić regularnie). Wieczorem np: mówiłam "Dzięki temu, że tyle mi pomogłaś, mam teraz czas i siłę by się z tobą pobawić". 
Kluczem do tego by ta metoda zadziałała długofalowo jest mordercza konsekwencja całej rodziny, bo zanim pewne rzeczy staną się nawykiem (a do tego dążymy) minie trochę czasu. Regularnie musimy przypominać dzieciom, że mają odłożyć czapki do szuflady. Sami siebie pilnujemy by nie sprzątać za dzieci. Pomagamy im jeśli trzeba, ale jeśli widzimy, że zaczynają się obijać, przechodzimy na sterowanie głosem. "Teraz poproszę wszystkie tory. Ja wam trzymam pudełko". Czasem robimy z tego zabawę - "Smok (torba na kulki w kształcie smoka) jest głodny - nakarmcie go" czasem zawody: "Zobaczymy czy mama posprząta szybciej tę część pokoju, czy wy swoją". 
Kiedy entuzjazm zaczął opadać powiedziałam: "W nagrodę za to, że tyle nam pomagacie, dziś ja i tata posprzątamy zabawki." i skończyło się na tym, że jedno z dzieci się dołączyło do nas.

Oczywiście mamy też swoje mniej pozytywne techniki. Ustaliliśmy sprzątanie w salonie przed bajkami. Pół godziny przed (teraz już daję na to mniej czasu, ale zaczynaliśmy od 30min) ogłaszam:
Kto chce posprzątać pokój, ten może to zrobić. W nagrodę będzie bajka.”
Zwróćcie uwagę, że nie mówię: "Jeśli nie posprzątasz, to nie będzie bajki"! Komunikat ma być pozytywny. Staram się nie używać słowa „musisz”. Podkreślam „kochanie, to twój wybór – nie chcesz, to nie sprzątaj” ale wiadomo – o bajce możesz zapomnieć.


Ponieważ Misia sprzątała zabawki, a Młody się obijał, podzieliłam pokój na pół i wyznaczyłam im części pokoju do posprzątania.
 

Za pierwszym razem Misia posprzątała i posłałam ją na bajkę do góry a Młody ryczał 40 minut zanim zrozumiał, że jak nie posprząta, to bajki nie będzie. Za drugim razem ryczał 20 minut. Teraz sam się bierze za sprzątanie i potrafi zrobić więcej niż Misia. 

Pomyślcie – siedziałam koło niego 40 minut pocieszając go i tłumacząc o co w tym chodzi, a chodziło o posprzątanie czegoś co zajęłoby mi 3 minuty. Ale to jest inwestycja na przyszłość. Ja wiem, że dzieci robią rzeczy niezdarnie, że wolno, że sobie z czymś nie radzą, że często nie chcą, ale jak będziesz czekała aż będą mieli 10 lat i odpowiednie zdolności, to będzie jeszcze trudniej – bo dlaczego oni mają coś robić skoro przez 10 lat nie musieli?


Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że jeśli wywoła się w sobie dużo entuzjazmu, dużo chwali - wow, jesteście już tacy duzi (ja często chwalę pośrednio - opowiadam komuś jakie to moje dzieci są super tak żeby one "kątem ucha" to słyszały), podkreśla się, że jesteśmy drużyną, robimy coś razem, to wokół sprzątania wytwarza się pozytywna atmosfera, poczucie, że jesteśmy teamem, że sobie pomagamy i sfera emocjonalna się poprawia. Czasem mówię: "Rozkładam zmywarkę - kto mi pomoże rozłożyć sztućce" i najczęściej znajdzie się chętny. Jak nie, to robię to sama, ale jak dzieci coś chcą ode mnie, to mówię: "Teraz musisz poczekać, przez to, że nikt mi nie pomógł ze sztućcami, nie wyrobiłam się jeszcze z zamiataniem - musisz poczekać aż skończę". 
Dobrą metodą jest też: "Do zrobienia jest: sprzątanie zabawek, zamiatanie, odkurzanie. Jak będę robić to sama, to zajmie mi dużo czasu i nigdzie nie pójdziemy/w nic się z wami nie podbarwię. Kto bierze jaki obowiązek żebyśmy potem mogli razem coś porobić?"

Nie róbcie sobie wyrzutów, że wymagacie od dzieci. Ja po zastosowaniu tej metody widzę same zalety:

- dzieci osiągają samodzielność i cieszą się, że są doceniane
- uczą się pomagać i żyć w grupie
- spędzacie czas razem i wzmacniacie poczucie, że jesteście drużyną
- będziesz mniej zapracowana *, szczęśliwsza **, a tym samym będziesz lepszą mamą

* To, że będziesz mniej zapracowana nastąpi niestety dopiero po jakimś czasie. Początkowo to wymaga o wiele więcej wysiłku niż robienie czegoś za dzieci.
** Kobiety, które są służącymi dla całej rodziny zwykle na dłuższą metę nie są z tym zbyt szczęśliwe i często nie są doceniane - jak ma je docenić dziecko czy mąż skoro nie wiedzą ile to jest wysiłku by ogarnąć dom, obiady, zakupy itd.

2 komentarze:

  1. Corka ma 2lata a musi sprzatac pokoj oczywiscie z nasza pomoca, sztucce z zmywarki takze wyciagnie i nie widac w jej oczach buntu:')oczywiscie narazie bo jeszcze chetnie pomaga a wojny dopiero przed nami

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie sprzątanie należy do tego, komu najbardziej przeszkadza bałagan. Córki nie uczę sprzątać, im mniej będzie umieć prac domowych, tym mniejsza szansa, że trafi na mężczyznę, który zamiast żony będzie szukać sprzątaczki i pani do prasowania i gotowania. W moim przypadku się to sprawdziło, w domu nie muszę robić nic, więc w jej wypadku też się uda. :)

    OdpowiedzUsuń