A oto pomysł w 100% i wykonanie w 99% Miśki. Miało być dla mamy (znaczy mnie), ale ostatecznie Miśka chodziła w tym jubilerskim cudzie ;-) A teraz to już w ogóle gdzieś nam zaginął ten drogocenny naszyjnik - także ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... :-)
Dzisiaj mąż mój jedyny wybył na chmielowy napój, ja postanowiłam też się zrelaksować po dniu gotowania obiadów (gotuję hurtowo i zamrażam) i ogarniania dzieci (które były uprzejme kulać się po podłodze we własnym zakresie). Siedzę sobie przy laptopie z kielonkiem wina i sprawdzam maile z blogowej skrzynki (nie sprawdzane od jakiś 8m-cy - jestem boska, co tu kryć :-). Macie tak czas posączyć winko wieczorkiem? Ja czasem czuję potrzebę zresetowania. Mam chyba jakiś deficyt energetyczny. Bywa, że budzę się rano i czuję się zmęczona. Macie tak czasem? Napiszcie, że macie żeby nie było, że taka stara baba ze mnie :-) Eh w ogóle ostatnio wyszywać zaczęłam, a od kilku lat ciągnie mnie do ogrodnictwa (co zawsze wydawało mi się okropnym zajęciem) - śmieję się, że starość idzie, czas się przyzwyczajać do ziemi. ;-) A może to ta ostatnia zaraza mnie tak wykończyła? Ostatni rok był przegibany. Miśka ciągle jakieś plagi egipskie z przedszkola przynosi. Ostatnio w pakiecie z gorączką dostała mi się taka klasyczna migrena. Leżę wygięta z jakąś szmatą na głowie (bo światło razi) i steruję małżowinkiem żeby dokończył to, czego ja nie dałam rady.
- Zrób masło czosnkowe. Do masła dodaj czosnek i posiekaną pietruszkę, dopraw solą i pieprzem.
Małżowin - A musi być ta pietruszka?
- W garnku masz rosół, trzeba przerobić na kartoflankę. Obierz ziemniaki i podsmaż cebulę.
Małżowin - A po co ta cebula?
Dochodzę do wniosku, że skoro mój małżowin (który nie należy do leniwców) takie uniki robi, to przeciętna domowa kobita, to bohater nie z tej ziemi, że jej się chce tą pietruszkę do masła czosnkowego posiekać i cebulkę podsmażyć żeby zupa była smaczniejsza. I najlepsze jest to, że codziennie albo prawie codziennie tak się staramy!!! Baby, jesteśmy boskie! I niech mi ktoś z pogardą powie, że kura domowa tylko w domu siedzi. No w ryło dostanie normalnie, albo nie, załatwię go jeszcze lepiej - dam mu moją dwójcę, każę wyjść na spacer i zakupy (ubieranie 2 dzieci i siebie w te wszystkie warstwy i sprawdzanie czy wszystko jest to przecież poezja),a potem każę obiad ugotować jednocześnie ogarniając potomstwo. Raz to przeżyje i "kura domowa" będzie z nabożną czcią wymawiał. He, he. Flaszka wina poszła, sorry dziewczyny, że głupoty wyplatam. Taka ilość wina, dla takiej starowinki jak ja toż to zabójstwo, ale dobrze jest mi być taką starowinką. Im dłużej żyję, tym fajniejsze życie mi się wydaje. I tym pozytywnym akcentem zakończę i udam się na rajd po ulubionych blogach. Jutro pewnie będę ten post czem prędzej kasować, a jak nie, to znaczy, że kupę poczucia humoru na swój temat posiadam ;-)
Aniu kolejne warsztaty w Cafe Bebe najprawdopodobniej będą miały miejsce w niedzielę 23 marca, tylko taki termin może nam CB udostępnić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń