Kolejnym krokiem do bycia
szczęśliwym jest przyjrzenie się swoim okolicznościom życiowym. Często nie masz wpływu na to, co się
dzieje, ale masz wpływ na uczucie, które coś w Tobie wywołuje. Słyszałam
kiedyś powiedzenie (nie umiem przytoczyć dokładnie), że nawet największa burza
na morzu nie zatopi łodzi jeśli ta nie wpuści wody do środka. Czasem w
nerwowych sytuacjach powtarzam sobie to i kilka razy udało mi się opanować
własną złość, nie poddać się jej. Może dzięki temu, że zdacie sobie sprawę, że
na wydarzenie często nie macie wpływu, ale to Wy macie dostęp do własnych
emocji, uda Wam się powiedzieć sobie – Ok., oblał mnie samochód/ktoś powiedział
coś niemiłego/złamałam nogę tuż przed wyjazdem, ale nie pozwolę by to zepsuło
mi resztę dnia, by wprawiło mnie w smutek, złość itd.
Kolejną kwestią jest skierowanie
uwagi we właściwą stronę. Masz udane życie rodzinne, świetną pracę, pieniądze
na godne życie, ale masz kilka kilo za dużo. Zamiast zatruwać się ciągłym
myśleniem o tych kilogramach, spędź
trochę czasu będąc wdzięczna za to co masz – wypisuj w zeszycie (np.:
wieczorem przed spaniem) za co jesteś wdzięczna – mogą być to rzeczy ważne, że
jesteś zdrowa, że masz fajną rodzinę, ale nie
zapominaj o dostrzeżeniu miłych drobiazgów – ktoś powiedział Ci komplement,
koleżanka wpadła na kawę, sprzedawca się uśmiechnął, znalazłaś czas by poleżeć
pod kocykiem z kubkiem ciepłej herbaty. Myślisz, że nie masz za co być
wdzięczny? Żyjesz w kraju, w którym panuje pokój, najprawdopodobniej jesteś
rasy białej (więc odpada Ci problem rasizmu w Polsce), masz oczy, ręce i nogi.
I weź teraz powiedz tym, którzy tego wszystkiego nie mają, że nie masz za co
być wdzięczny.
Czasami zdarza nam się
wyolbrzymiać nasze problemy, wtedy warto porównać naszą sytuację życiową z
sytuacją innych ludzi. Niby mówi się, że porównywanie
się do kogoś nie jest dobre. Ja jednak uważam, że czasem porównania
działają dobrze na nasze postrzeganie świata. Gdy widzę kogoś na wózku, w
myślach dziękuję za moje nogi. Gdy zaczynam za dużo narzekać na dzieci, mówię
sobie: „Ciesz się babo, że są zdrowe, niektórzy tego szczęścia nie mają”. To pomoże Ci skupić się na tym co dobrego jest w Twoim życiu, a czego na co dzień nie zauważasz.
Takie wyliczanie tego, za co
jesteśmy wdzięczni powinno być regularne (tak jak to jest ze wszystkim, co ma
przynieść efekt). Możesz uczynić swoim rytuałem medytację wieczorną. Ja czasem słucham tej:
Warto posłuchać jej choć raz by
wiedzieć jak to się robi. Taka medytacja nie dość, że kieruje uwagę na właściwe
(pozytywne) tory, pomaga rozprawić się z niepowodzeniami czy negatywnymi uczuciami,
to jeszcze relaksuje. Moja ulubiona youtubowiczka Mimi Ikonn (anglojęzycznym
polecam serdecznie) odnotowała, że miała monitorowane parametry życiowe podczas
całego dnia i zauważono, że jej tętno zwolniło podczas medytacji nawet bardziej
niż podczas snu. Medytacja jest zatem wspaniałym relaksem i odpoczynkiem dla
ciała i ducha.
Każdemu w życiu zdarzają się
problemy czy nieszczęście. W takim przypadku czasem zadajemy sobie negatywne
pytania, które nas dołują, na które z automatu nasz mózg odpowiada tak:
Dlaczego mnie to spotyka? Bo nie
zasługujesz na nic lepszego. / Bo jesteś idiotą itd.
Dlaczego nic mi nie wychodzi? Bo
jesteś niedorajdą.
Zamiast skupiać się na problemie, powinniśmy skupić się na rozwiązaniu.
Zadajmy sobie pozytywne pytania:
Co mogę zrobić by rozwiązać ten problem?
Kto mi może pomóc w tej sytuacji?
Jeśli zdarza nam się coś złego
warto włączyć myślenie typu: Co nie zabije to wzmocni
Może to dzieje się po coś – może to ma ukształtować mój charakter, może
mam sobie udowodnić, że poradzę sobie z tym problemem, może mój związek rozpadł
się po to bym spotkał kogoś lepszego, może wylali mnie z pracy i to będzie
szansą na znalezienie takiej, którą będę naprawdę lubić, może problemy są po to
by doceniać życie, może choroba jest po to by ją pokonać i uświadomić mi jak
kruche i cenne jest życie. Tak jak mięśnie potrzebują treningu by się rozwijać,
tak my potrzebujemy przeszkód i problemów by je pokonywać i rozwijać się
wewnętrznie.
Jeśli w swoim życiu nie jesteś
tam, gdzie byś chciał. Możesz użyć afirmacji. Afirmacje to wyobrażenie sobie swoich celów tak jakbyś je już
osiągnął. Chcesz awansu? Wyobraź sobie siebie w nowym biurze jak wykonujesz
pracę, na której Ci zależy. Rób to regularnie i nie pozwól sobie na myślenie,
ale to głupie, na pewno się nie uda, bo negatywna afirmacja zawsze wygra. To
brzmi jak czary mary, ale ja zrobiłam to trzy razy w życiu w sprawach, na
których naprawdę mi zależało. Gdy moja mama miała nowotwór złośliwy wyobrażałam
sobie jak jej organizm, jej system odpornościowy (wyobraziłam sobie go jako
armię żołnierzy) rozwala raka, wyobrażałam sobie moją mamę jako zdrową. Gdy po
wielu różnych złych związkach (dziś już wiem, że były mi potrzebne po to bym
wiedziała jakiego partnera nie chcę i co jest istotne w życiu) stwierdziłam, że
chcę poznać kogoś na zawsze, że jestem gotowa na poważny związek, to
wyobrażałam sobie często, że idę za rękę z tym jedynym i jestem szczęśliwa. Gdy
już byliśmy parą cztery lata, wzięliśmy ślub, to zaczęłam sobie wyobrażać jak
idziemy za rękę z dwójką dzieci chłopcem i dziewczynką. Nie muszę chyba
dodawać, że wszystkie te afirmacje zadziałały. Prawie bym zapomniała o jeszcze
jednej afirmacji, od której właściwie się zaczęło. Jako dziecko byłam cicha,
nieśmiała, zakompleksiona. Zdarzały się dzieciaki, które mi dokuczały. Wtedy
przeczytałam książkę o tym jak być lubianym i tam po raz pierwszy dowiedziałam
się o afirmacjach. Mówiłam sobie "Lubię siebie i mam przyjaciół". Dziś mam grono przyjaciół i znajomych i każdy z nich się
dziwi, gdy mówię jaka byłam jako dziecko.
Nadal nieprzekonany?
A czy zdarzyło
Ci się powtarzać jakieś kłamstwo tak często, że prawie sam uwierzyłeś, że to
prawda. A może słyszałeś o tym, że ludzie wypierają z pamięci traumatyczne
wydarzenia? Czy zgodzisz się z tym, że nasz mózg ma większy potencjał, większe
możliwości niż to, co wykorzystujemy na co dzień? Czy jest możliwe, że w Twoim przypadku tym
niewykorzystanym potencjałem jest siła afirmacji. Spróbuj, co Ci szkodzi?
Włóż
całą energię żeby z pełnym przekonaniem powtarzać swoją afirmacje. Jeśli nawet
pojawi się negatywna myśl, od razu powiedz sobie: wcale tak nie myślę, mój mózg
jest przyzwyczajony do negatywnego myślenia, do przewidywania najgorszego i
dlatego podpowiedział mi tę myśl, ale ja przestawiam się na pozytywne myślenie
i tak naprawdę to stanie się tak….
Jeśli masz problem do rozwiązania czy decyzję do podjęcia, to
pomyśl sobie wieczorem: dziś w nocy przyśni mi się rozwiązanie. Tę technikę
stosuje moja mama. Powiedziała mi, że nie zawsze otrzymywała odpowiedź, ale gdy
tak się stało (zwykle budziła się ok. 3-4 nad ranem z myślą, że powinna zrobić
to czy tam), to nigdy to rozwiązanie nie okazało się błędne. Ja wypróbowałam tę
technikę i nawet nie zasnęłam a uruchomiła mi się lawina pomysłów (nie spałam
do 4 nad ranem notując). Jak to działa? Nie wiem. Może bazujemy na intuicji, a
ta istnieje na pewno (dwa razy jako dziecku uratowała mi życie lub zdrowie i
niezliczoną ilość razy wiedziałam, że moje dzieci coś wywiną nim jeszcze się do
tego zabrały).
Czasem mam tak, że osiągam „macierzyński
przesyt”. Wszystko mnie wkurza i jeśli nie mam możliwości pobyć sama by
odreagować, to wybucham w sytuacji, w której normalnie to by się nie stało.
Kiedyś wieczorem powiedziałam mężowi, że miałam zły dzień i nakrzyczałam na
syna, choć mogłam zareagować spokojniej. Oczekiwałam rozgrzeszenia, czegoś w
stylu: „kochanie, każdemu się zdarza”, a tu mąż powiedział, że skoro mnie tak
dzieci wkurzają, to może powinnam wrócić do pracy. Byłam rozczarowana i zła na
niego, ale teraz wiem, że powiedział najlepszą rzecz, którą mógł w tej sytuacji
powiedzieć. Zaczęłam rozważać wcześniejszy powrót do pracy i zdałam sobie
sprawę, że przecież nikt nie każe mi być w domu z dzieckiem, że to mój wybór.
Przeanalizowałam wszystko i dostrzegłam dużo plusów mojej sytuacji. Czasami patrzymy na nasze życie jakby
sytuacje w nim były nam narzucone, ustawiamy się w roli „ofiary”, czujemy się
przytłoczeni i zdanie sobie sprawy, że dana sytuacja jest naszym wyborem pomaga
nam.
Warto również zmienić nasz
wewnętrzny język – zamiast mówić muszę,
mówmy chcę. Zamiast „Muszę zrobić przetwory”, mówię sobie „Chcę żebyśmy
zdrowo jedli, więc zrobię przetwory na zimę”. Taka niewielka zmiana, a
powoduje, że czuję się lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz