środa, 27 lutego 2013

KARTON NA ZABAWKI I SŁÓWKO O TYM JAK ZDIAGNOZOWANO U MNIE "PIERDOLCA"



Jakiś czas temu (dłuuuuższy czas temu) obiecałam komuś wrzucić post o tych naszych kartonach na zabawki i ... miałam tyle zaległych postów do publikacji, tyle pomysłów do realizacji, że jakoś tak się to opóźniło.
To przypomina mi pewną historię. Pewnego dnia rzekłam do mego ślubnego. 
- Wiesz, ja już nie potrafię umyć zębów żeby czegoś jeszcze jednocześnie nie robić - albo zbieram zabawki, albo myję zlew, albo robię herbatę. Nawet korzystając z toalety muszę jeszcze coś robić (najczęściej załadowuję lub wyładowuję pralkę), bo mi szkoda czasu. To chyba znak naszych czasów.
- Znak naszych czasów? - rzekł mój ślubny podnosząc brew - To nie jest znak naszych czasów. Ty po prostu masz zwykłego pierdolca. 
Kurcze, no trafił gość w samo sedno. Co więcej w końcowym etapie ciąży mój pierdolec znacznie się nasilił i przeszedł nie tylko na wytwory duetu mama i córka, ale również na moje osobiste majsterkowanie. Spodziewajcie się więc od czasu do czasu jakiegoś posta z moimi "dziełami". Zacznijmy jednak od dzieła wspólnego. 

Najpierw Misia posmarowała brzegi czarnego kartonu (zdobycz z Biedronki czy Lidla) świeczką (w miejscach gdzie chciałyśmy uzyskać przetarcia). Potem (sama!!!!) pomalowała cały karton farbą plakatową na biało (jeśli będziecie malować sami lub ze starszymi dziećmi, to lepsze są farby akrylowe - lepiej kryją i szybciej schną). Po przeschnięciu pierwszej warstwy przejechałam brzegi delikatnym papierem ściernym. Karton wyglądał tak jak na lewym dolnym zdjęciu. Uznałam, że potrzeba mu drugiej warstwy, więc wspólnie machnęłyśmy go ponownie na biało. W tak zwanym międzyczasie zrobiłam z kartonu szyldzik. Wydrukowałam z internetu kształt etykiety, który mi się spodobał. Wycięłam go i odrysowałam na kartonie. Karton pomalowałam na biało. Specjalnym ostrym nożykiem wycięłam litery w sztywnym papierze. Jest to dość mozolna praca, więc z lenistwa zdecydowałam się na słowo toys, a nie zabawki. Specjalną gąbeczką (takie gąbki na patyku są do nabycia w Empiku, ale można odciąć mały kawałek zwykłej gąbki) nasączoną w czarnej farbie odbiłam szablon i przejechałam ranty szyldziku. Gdy wszystko wyschło, zrobiłam dziurki i przymocowałam sznureczkiem do kartonu. 
Oczywiście możecie się domyślić, że drugi czarny karton widoczny na zdjęciu też wkrótce podzielił los pierwszego. W sumie powstały cztery kartony z cyklu "toys" - dwa płaskie pod łóżeczko dla "juniora".

poniedziałek, 25 lutego 2013

ODCISKI PALCÓW



Nie wiem czy pamiętacie, ale Misia swego czasu delikatnie mówiąc nie była entuzjastką malowania dłońmi. Próbowałam jej pokazać różne możliwości zastosowania odcisków palców, by przekonać ją do ubabrania się w farbie. Nie wiem czy to akurat pomogło, ale w tej chwili nawet sama maluje sobie dłonie.

niedziela, 24 lutego 2013

PRZEPISY DLA NIEJADKÓW NA GDY W BRZUCHU BURCZY


Śmieję się, że u mnie zaczęło się "gniazdowanie". Żywot mój kręci się wokół sprzątania, dekoracji wnętrz i jedzenia. Wypróbowuję różne nowe przepisy m.in. z właściwie wnętrzarskiego bloga Green Canoe. Upiekłam nawet sama chleb!!! Jestem Kurą Domową przez duże K. Jak jeszcze kiedyś zrobię sama pierogi to uzyskam kurzy czarny pas. Dziś postanowiłam odesłać tych, którym też gotowanie w głowie do zaprzyjaźnionego bloga "Gdy w brzuchu burczy" - http://gdywbrzuchuburczy.blogspot.com. Znajdziecie tam również przepisy dla niejadków - kliknijcie w tym poście na podświetlony na niebiesko kącik niejadka:

http://gdywbrzuchuburczy.blogspot.com/2013/02/kwiatki-sniadaniowe-kanapki-dla-niejadka.html

Przy okazji zapraszam na post:

MALI KOMANDOSI - SPORT DLA NADPOBUDLIWYCH I ROZBRYKANYCH

piątek, 22 lutego 2013

COŚ NA POPRAWĘ HUMORU - SPRZĄTANIE OCZYMA MATKI, SPRZĄTANIE OCZYMA DZIECKA



Dziś pokłóciłam się z Michaliną. Tak, tak, bo my już się kłócimy. Poszło o sprzątanie. Po pokoju walały się koty z kurzu bezczelnie przypominając, że pora się wziąć do roboty. Wystarczyło tylko usunąć zabawki, które na stałe rezydują na podłodze, odkurzyć i przetrzeć na mokro. Niestety nasz mop na stałe rezydujący na balkonie był zamarzł. W związku z powyższym zalałam go ciepłą wodą i zaczęłam się nad nim pastwić. Skubałam go jeszcze ze styropianowych kulek, które przylgnęły do niego niczym rzep do psiego ogona, a to wszystko za sprawą ocieplania sąsiedniego budynku. Całość zajęła mi może z 5 minut. Niestety w tym czasie Michalina zwabiona chyba moim kręceniem się po pokoju opuściła swoje stanowisko do oglądania bajek i w ciągu tych nieszczęsnych 5 minut powyciągała książeczki, porozsypywała puzzle i klocki. Wprawdzie słyszałam odgłos wysypywanych klocków, no ale wtedy to już było za późno. Wchodząc z odkurzaczem potknęłam się o zabawki. Kazałam jej poskładać klocki do pudełka, a sama wzięłam się za resztę książeczek i zabawek. Michalina oświadczyła, że nie może sprzątać, bo bawi się klockami. Potem zajęła się kulaniem piłki, którą jej kopnęłam by wrzuciła do pojemnika. W tym czasie posprzątałam całą resztę zabawek, a ona dalej nie pozbierała klocków. Poganiałam ją czując jak moja nerwowość rośnie z każdym schyleniem się by podnieść zabawki (nadmienię tylko, że jestem w 9 miesiącu ciąży i brzuch mój wspaniale „pomaga” w tego rodzaju gimnastyce). W końcu kucnęłam koło niej i zaczęłam wrzucać klocki dopingując ją do tego samego. Najpierw wzięła jedno ze zwierzątek i gdy już myślałam, że wrzuci go do pudełka zaczęła „nim chodzić” po krawędzi pojemnika. Z dużą dozą irytacji w głosie oświadczyłam, że za chwilę zaczynam odkurzanie i jak się nie przyłączy do sprzątania, to powciągam jej zabawki odkurzaczem. Wkurzyła się i rzuciła klockiem. Na co ja, że mnie nie zależy by miał dużo zabawek. Jak je poniszczy, to wyrzucimy i będzie mniej do sprzątania. Rozryczała się i zaczęła sprzątać ze złością wrzucając klocki do pojemnika. Po tym wszystkim patrząc na mnie z wyrzutem poszła do salonu, ułożyła na dywanie, przykryła poduszką i zasnęła.
Kiedy tak na mnie patrzyła z potępieniem oczyma wyobraźni ujrzałam jej rozmowę z innym przedszkolakiem.
- Ty rozumiesz stary, rozłożyłam się dzisiaj z robotą. Miałam poukładać zwierzątka w pary. A ja mam całe mnóstwo zwierzątek. Ty wiesz gościu ile to roboty poukładać tyle zwierzątek w pary? W każdym razie tyram jak wół, a tu wchodzi matka i oświadcza, że mam się zwijać z robotą, bo ona tu będzie sprzątać. Wiesz, ja w połowie działań, a ona tu o sprzątaniu. Sam wiesz jak to rozwala tresuję. No bo jedne zwierzęta stoją już w parach, a inne się śmieją, że one nie muszą. No to mówię Starej grzecznie, że nie mogę, bo się bawię klockami, to ta się ciskać zaczyna. Oprócz tego miałam rozpoczętą budowę zoo, kilka książek i puzzli na tapecie. A tam wszędzie napisane, że te zabawki rozwijają zdolność kreatywnego myślenia. Wiesz, ja tu buduję, przygotowuję się do zawodu architekta, czytam co by oczytanym obywatelem być w przyszłości, a ta sru ze sprzątaniem. A gdzie moje kreatywne myślenie, rozwój wyobraźni, inteligencji emocjonalnej? Wiesz, Stara niby tego bloga prowadzi, niby tą psychologię na studiach miała, ale wszystko to tylko teoria, no bo sprzątanie ważniejsze od mojego rozwoju. Potem kopie mi piłkę. Mówię, acha, chce się skupić na motoryce, a ona, że do pudełka mam wrzucić. No śmiech na sali normalnie! Wrzucanie do pudełka, to ja ćwiczyłam jak miałam kilka miesięcy. Jak przyszedł ojciec, to mówię – poskarżę mu się. Niech wie jakie ja tu mam ciężkie życie. On facet, zna się na budowaniu, wie, że nie od razu miasto z klocków Lego zbudowano. No więc mówię: „Tato, a mama na mnie nakrzyczała”. No to on: „Dlaczego na ciebie nakrzyczała?”. Stara usłyszała, wyleciała z kuchni i zamiast się obiadem zajmować (Te lala, tobie się tam nic nie spali?) to zaczyna trajkotać – ujada niczym ratlerek. No i masz babo placek. Stary podchwycił ton i też na mnie jedzie. A dlaczego mamy nie słuchasz? No to mu mówię, że budowałam, a on dalej swoje. Stary, ja tam miałam plac budowy. Widziałeś kiedyś żeby ktoś sprzątał plac budowy? Pamiętasz jak mnie zabraliście na plac budowy dworca? Latał tam ktoś z mopem czy odkurzaczem? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Co ja mam z tymi starymi!

czwartek, 21 lutego 2013

MĘSKI PUNKT WIDZENIA NA TEMAT POSTA: KOBIETY, KTÓRE KOCHAJĄ ZA BARDZO, CZYLI COŚ DLA MŁODYCH MATEK I MĘŻATEK (KU PRZESTRODZE)

Zapraszam na post:

MĘSKI PUNKT WIDZENIA NA TEMAT POSTA: KOBIETY, KTÓRE KOCHAJĄ ZA BARDZO, CZYLI COŚ DLA MŁODYCH MATEK I MĘŻATEK (KU PRZESTRODZE)

WEEKENDY W PALMIARNI I 22-24.02.13 TARGI Z ATRAKCJAMI DLA DZIECI

Zapraszamy na zawsze gorące animacje w Palmiarni Poznańskiej .
Jesteśmy do Waszej dyspozycji w każdy weekend w godzinach otwarcia Palmiarni.
Gwarantujemy m.in.:
-profesjonalne malowanie twarzy,
To my jesteśmy autorami twarzy statystów m.in. w reklamie Wedla do Euro2012 , to my z dumą prowadziliśmy dla Was warsztaty w strefie Junior podczas Euro UEFA 2012, to my jesteśmy współtwórcami animacji podczas wydarzeń na MTP, to my tworzymy niezapomniane kocie animacje podczas Pokazu tych cudownych czworonogów.
Używamy jedynie farb do twarzy renomowanych firm Snazaroo oraz Jovi.

-zwierzaki z balonów,( od kundelka do żyrafy)

-quiz egzotyczny z niespodziankami.

Szczegóły zawsze na naszym FB:)
http://www.facebook.com/pages/Animacje-dla-dzieci/308835282464054
oraz
animacjedladzieci@gmail.com
www.animacje-dla-dzieci.pl
Natalia Trojanowicz


oraz kolejne wspaniałe wydarzenie w najbliższy weekend :


Zapraszamy na nasze animacje podczas Gardenii 2013 na MTP !

w dniach od 22-24.02.2013r. w Poznaniu !
Czekamy na Was w hai nr 3 - Animal Market w doborowym towarzystwie magazynu "Kocie sprawy "
W programie m.in.:
kocie, pieskie i nie tylko malowanie twarzy,
zwierzaki z balonów,
quizy i konkursy z nagrodami
warsztaty z animaliami:)
Zapraszamy !!!





środa, 20 lutego 2013

DZIECIĘCE TEKSTY - OBUWIE I INNE TAKIE

Od pewnego czasu dziecię moje z uporem maniaka ściąga paputki. Po kilka razy dziennie upominam ją by obuwie powróciło na jej małe stópki. Przypominam o zapaleniu pęcherza, przeziębieniu i innych strasznych rzeczach, terroryzuję, że nie spełnię tej czy owej prośby jeśli przyjdzie do mnie boso. Pewnego dnia odbyłyśmy taką oto rozmowę:
- Gdzie masz paputki?
Misia (z westchnieniem i przewracając oczyma) - Zaczyna się...
- Co proszę?
- Nic, nic, tak tylko sobie żartuję.

Pierwsza Wasza myśl - Wiadomo, dzieciak naśladuje dorosłych,ale przysięgam Wam, że "zaczyna się..." to nie jest tekst w naszym stylu. Nie mamy zwyczaju gderać i docinać sobie tak.

Natomiast kolejne dwa teksty, którymi Misia uraczyła babcię (o matko, ale wstyd!), to pewnie już rzeczywiście podsłyszane:
Tekst nr 1 - Daj mi spokój.
Tekst nr 2 - Co Ciebie opętało?
Oba wypowiedziane w czasie zabawy w najlepsze. Nie muszę dodawać w jakie osłupienie wprawiły moją biedną mamę.

A Wasze małolaty też mają takie cudne teksty, czy tylko moja tak umie matkę wpędzić w konsternację?


wtorek, 19 lutego 2013

MAŁY TROPICIEL ŚLADÓW


Dziś, korzystając z powrotu śniegu, udałyśmy się do parku. Zabawiłyśmy się w detektywów. Zgadywałyśmy czyje to ślady, robiłyśmy im zdjęcia i gdyby nie fakt, że nie mamy potrzebnego sprzętu, zapewne obejrzałybyśmy je przez lupę. Był to dobry pomysł na skierowanie kroków Misi we właściwą stronę: "O... popatrz, tam jest ślad." Rodzice dzieci, które lubią chodzić własnymi ścieżkami wiedzą o co chodzi :-)

TĘCZOWY LODOWY LAMPION, CZYLI CO ZROBIĆ Z WODĄ PO MALOWANIU FARBAMI



Ja już dokonałam pierwszych wiosenno-hiacyntowych zakupów, a wygląda na to, że zima wróciła. W związku z tym post, który miał zalec na dnie archiwum ma okazję ujrzeć światło dzienne. 

Potrzebujemy dwóch np: plastikowych opakowań, najlepiej o podobnym kształcie, ale różniących się wielkością. Na dno większego wlewamy czystą wodę - to będzie dno naszego lampionu (proponuję lać czystą wodę by w wypadku roztopów kolorowa warstwa nie stykała nam się bezpośrednio np: z kafelkami na balkonie). Wstawiamy do zamrażarki lub na dwór, a gdy zamarznie w środku dużego naczynia mocujemy grubą taśmą klejącą mniejsze opakowanie i oblewamy kolejną warstwą tym razem zafarbowanej już wody. My akurat malowałyśmy coś w różach i fioletach (wiadomo, jak to dziewczyny), więc podzieliłyśmy wodę po malowaniu na kilka naczyń i zrobiłyśmy różne roztwory poprzez dodawanie czarnej lub białej farby czy czystej wody. Potem lałyśmy warstwami zamrażając od najciemniejszego do najjaśniejszego. Myślę, że równie fajnie wyglądał by różnokolorowy lampion.

Do lampionu możemy dodawać różne rzeczy - kwiaty, brokat, cekiny, koronkę.


Przy okazji zapraszam na drugi post:

MALOWANIE BUZI - FAJNA ZABAWA NP: URODZINOWA I POMYSŁ NA SESJĘ ZDJĘCIOWĄ

niedziela, 17 lutego 2013

CO WZIĄĆ DO SZPITALA NA PORÓD



Przyszła pora na spakowanie się do wylotu. Przed urodzeniem Misi szukałam rady u „wujka Googla”, u koleżanek i w szkole rodzenia w temacie tego co jest potrzebne w szpitalu. Oto lista, którą gdzieś znalazłam i wzbogaciłam o własne doświadczenia. Części z tych rzeczy w niektórych szpitalach nie potrzebujecie (najlepiej zapytać się przed terminem), ale niczego z listy nie kasowałam.



dowód osobisty, aktualna książeczka ubezpieczeniowa, karta ciąży, wyniki badań krwi, analiza moczu, morfologia, HBS, WR, ostatni wynik USG (wykonany około 36 tygodnia ciąży).

Ubranie dla mamy:
  • szlafrok
  • klapki (ja biorę 2 pary by po kąpieli nie chodzić w mokrych)
  • majtki jednorazowe lub zwykłe bawełniane (najlepiej duże gaciory, których nie szkoda)
  • skarpety
  • koszule nocne najlepiej rozpinane lub z specjalnym rozcięciem do karmienia (ja pamiętam, że ze względu na krwawienie miałam ich ciągle za mało, więc teraz biorę „czym chata bogata”)
  • biustonosze dla matek karmiących
  • wkładki laktacyjne (kiedy zaczniemy karmić)
  • ubranie do porodu (koszulka, koszula najlepiej spisana na straty)
Materiały opatrunkowe i leki:
  • podpaski
  • podkłady higieniczne (niektóre szpitale zapewniają takie rzeczy jednak warto się upewnić i być przygotowanym)
  • środki przeciwbólowe
  • witaminy dla matek karmiących
  • arnica Montana 9CH – homeopatia na gojenie się ran, siniaków, krwiaków itd. (2 x dziennie po 5 kulek, tydzień przed i tydzień po porodzie)
Przybory toaletowe:
  • szczoteczka i pasta do zębów, nić dentystyczna
  • krem
  • krem do biustu
  • szampon
  • żel / mydło
  • grzebień
  • ręczniki najlepiej w ciemnych kolorach (ponieważ po porodzie będziesz krwawić)
  • pomadka nawilżająca
  • chusteczki higieniczne
  • ręcznik papierowy
  • klamra do włosów / gumka
Inne drobiazgi:
  • telefon komórkowy, ładowarka
  • aparat fotograficzny
  • laktator i pojemnik na odciągnięte mleko (odciągnięte mleko można przechowywać – w temperaturze pokojowej 12h, w lodówce 2-5 dni, w zamrażalniku lodówki (-10 C) do 2 tygodni, w zamrażarce ( -18 / -20 C) 6 – 12 m-cy – info pochodzi z książki”Dzieciozmagania”) – Dobrze jest zachować coś z okresu intensywnej laktacji (ja na 3 dobę po porodzie miałam cycki niczym Pamela), bo potem jeśli będzie nam potrzebne mleko, to będziemy się męczyć z „wydojeniem” – ani to szybkie, ani przyjemne.
  • gazeta, książka
  • woda niegazowana najlepiej „z dzióbkiem”
  • kubek i sztućce
  • termos (wstawanie po porodzie jest średnio fajne, więc lepiej picie zrobić raz a dobrze)
  • herbata
  • kartka i długopis (żeby np.: zrobić listę tego, czego potrzebujecie)
  • małe dziecięce kółko pływackie – ponoć można na nim siedzieć po porodzie naturalnym, gdy się ma „tam” szwy (osobiście nie wypróbowałam)

Niezbędne rzeczy dla taty do szpitala:

  • kapcie lub inne wygodne obuwie na zmianę
  • uniform jednorazowy jedno lub dwu częściowy (polecamy dwu częściowy)
  • coś do zjedzenia bo poród trwa bardzo długo

Niezbędne rzeczy dla dziecka do szpitala:

  • pieluchy tetrowe
  • pampersy
  • krem do pielęgnacji pupy
  • oliwka
  • śpiochy
  • rękawiczki
  • body
  • czapeczkę
  • kocyk
  • rożek do zawinięcia
  • chusteczki nawilżone
  • grubsza bawełniana pielucha do przewijania

MODA - BIAŁO-RÓŻOWA MISIA W WESOŁYM MIASTECZKU

Zapraszam na post:

MODA - BIAŁO-RÓŻOWA MISIA W WESOŁYM MIASTECZKU

czwartek, 7 lutego 2013

RELACJA Z MOJEGO PIERWSZEGO PORODU


Jak niektórzy wiedzą, jestem mamą prawie 3 letniej dziewczynki i za miesiąc spodziewam się synka. Tematy porodu, tego co wziąć do szpitala, co przygotować dla noworodka nieuchronnie wracają. Na pierwszy ogień pójdzie poród. Zobaczymy czy uda mi się zmotywować by napisać o pozostałych sprawach.

Jesteś w ciąży z pierwszym dzieckiem? Ten tekst jest dla Ciebie. 
Po pierwsze nie szukaj zbyt wielu relacji z porodu, nie rozpytuj za wielu koleżanek (a już na pewno nie pytaj tych, które lubią siać panikę) - każdy poród jest inny, każda kobieta inaczej go znosi, każda powie Ci co innego i skończysz z mętlikiem w głowie. Ja polecam szkołę rodzenia - tam powiedzą Ci rzeczowo na co się przygotować, co może pomóc podczas porodu, co jest potrzebne dla noworodka, jak się nim opiekować. W mojej szkole rodzenia była też gimnastyka dla ciężarnych. 
Po drugie mnie pomogło coś co powiedziała mi mama. Gdy ona była w ciąży ze mną powtarzała sobie: "Tysiące kobiet rodziło, to co - ja nie urodzę?" To zdanie stało się moją mantrą. Zaczęłam myśleć o kobietach, które w dawnych czasach rodziły gdzieś na polu czy o kobietach, które rodzą gdzieś w buszu - bez opieki szpitalnej, bez możliwości cesarki, bez znieczulenia, bez oksytocyny, bez ktg, bez neonatologa na pokładzie. Świadomość tego, że ja mam to całe zaplecze i męża, który będzie ze mną dała mi wiele.
Po trzecie jak rzekła moja bardzo praktyczna koleżanka: "Bać to się trzeba zanim się zrobi dziecko, potem już nie masz wyjścia". Taka prawda. Nie myśl obsesyjnie o tym co będzie, zdaj się na naturę, własne siły i lekarzy.
Jeśli jednak chcesz się dowiedzieć jak wyglądały moje doświadczenia porodowe, to lecimy. Specjalnie publikuję to teraz zanim urodzę drugie dziecko i kiedy mam dystans do wydarzeń z pierwszego porodu.
Pierwszy poród zaczął się kilka dni po terminie. Wieczorem ok 23 zaczęłam mieć skurcze. Czytałam sobie książkę póki mogłam się skupić. Potem przerzuciłam się na telewizję. Mężowi powiedziałam, że ma iść spać bo to pewnie skurcze przepowiadające i przecież jakby co to go obudzę. Zgodnie z sugestią położnej wzięłam ciepłą kąpiel i patrzyłam czy skurcze się rozkręcą czy ustaną. Zaczęłam mierzyć częstotliwość i zauważyłam, że są dość regularne. Najwygodniej było mi na stojąco, gdy opierałam się o oparcie kanapy. Pomagała też podgrzewana poduszka, ale zostałam o to obstukana przez przyjmującą mnie położną (od podgrzewania miałam nieco zaczerwienioną skórę), więc to chyba nie jest pomysł godny polecenia. Rano powiedziałam małżowinkowi by uprzedził w pracy, że może nie dotrzeć. Zjedliśmy śniadanko i ok 9 rano dałam sygnał do wymarszu. W szpitalu skurcze przeszły - chyba z tych emocji i stwierdziłam, że pewnie się wyrwałam za wcześnie i mnie odeślą, ale lekarz mnie zbadał -stwierdził rozwarcie 4,5 i cytuję: "poród jak złoto". Chyba wtedy dostałam jakieś papiery do wypełnienia. Potem zapytali mnie czy chcę lewatywę. Nie chcąc mieć tego typu "wpadki" podczas porodu, zgodziłam się. Nie było to nic wielkiego. Jeśli ten moment Was krępuje czy stresuje, pomyślcie sobie, że ta pielęgniarka nie raz już to robiła i za chwilę nie będzie o tym pamiętać (i Wy zresztą też). Skurcze to rzeczywiście dobra nazwa na określenie tego co się dzieje. Miałam wrażenie jakby ktoś naciskał mi na brzuch, albo jakbym miała dookoła obręcz, która się zmniejsza. 2-3 razy położna/lekarz zapytali mnie czy chcę znieczulenie. Odpowiedziałam, że daję radę bez i jakby co to zawołam. Koleżanka mówiła mi, że wzięła znieczulenie zanim ją cokolwiek zaczęło boleć i za wczesne podanie środków przeciwbólowych spowodowało spowolnienie akcji porodowej. Cały czas był ze mną mąż i dwie praktykantki, więc stwierdziłam, że jakby co będę miała kogo wysłać po pomoc. Na początku sobie gadałam z nimi. Trochę robiłam ćwiczeń ze szkoły rodzenia (np: stoimy i podnosimy nogi tak jakbyśmy wchodziły na schody). Potem skurcze stały się dolegliwe i poprosiłam położną o znieczulenie. Ku memu zdziwieniu spojrzała na odczyty i stwierdziła, że właściwie to mam za rzadkie skurcze i może byśmy poszli pod prysznic. Zaciekawiło mnie, że 3 godziny wcześniej moje skurcze nie były zbyt rzadkie by mi proponować znieczulenie, ale poczłapaliśmy pod ten prysznic. Potem wymyśliła, że mam skakać na piłce, ale dla mnie to było niewykonalne. Wtedy zjawiła się położna ze szkoły rodzenia i zastąpiła tamtą. Nie kazała mi już robić żadnych ewolucji z piłką tylko mnie zbadała - rozwarcie 10. Wtedy już wiedziałam, że za późno na znieczulenie i że urodzę bez. Przypomina mi się jak położna ze szkoły rodzenia mówiła, że urodzenie dziecka bez znieczulenia to takie zmierzenie się z naturą i że daje poczucie siły. Absolutnie nie miałam tak ambitnego planu by rodzić bez znieczulenia, po prostu tak wyszło, ale muszę przyznać jej rację - rzeczywiście mam większe zaufanie do własnych sił. Skurcze się powtarzały i nic się nie działo. Instynktownie czułam, że najlepiej mi w pionie - klęczałam na łóżku opierając się o podniesione oparcie.Wcześniej dziwiłam się koleżance, że mówiła, że chciała chodzić,a nie leżeć, ale teraz ją rozumiem. Położna zarządziła oksytocynę by przyspieszyć temat i zachciało mi się siku. Z położną pod rękę, stojakiem z kroplówką w drugiej dłoni kulałam się przez korytarz i napatoczyłyśmy się na grupkę elegancko ubranych panów - jakaś kontrola, wizytacja czy coś. Wszyscy wybałuszyli na mnie oczy, a położna do nich: "No co? Tu się rodzi". Faceci rozpierzchli się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyprawa do łazienki poza przepłoszeniem stada samców nic nie dała i wróciłyśmy na salę. Położna zarządziła przebicie pęcherza bo nie odeszły mi wody. Lekarz zażartował sobie: "To kiedy drugie?" - położna go obstukała, a ja gdybym akurat nie miała skurczu to bym wystękała, że za 3 lata. Kiedy położna ogłosiła, że zaczyna się, nazwijmy to, faza końcowa, to już poszło błysk. Mówiła mi kiedy przeć. Wtedy przyciągałam brodę do klatki piersiowej i zamykałam oczy, bo tak kazali na szkole rodzenia. Kilka razy wrzasnęłam sobie, bo tak mi się chciało. Na szkole rodzenia mówili, że w dramatycznych momentach można sobie krzyknąć jeśli czujemy, że to nam pomoże. Podkreślali, że nikt nie będzie nam robił żadnych wyrzutów, choć szczerze w tamtym momencie ewentualne wyrzuty obchodziłyby mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Podczas porodu miałam robione nacięcie, ale wbrew temu czego się obawiałam nie był to jakiś wyróżniający się moment. Urodziłam ok godz 14. W porodzie zaskoczyło mnie kilka rzeczy - w pozytywnym sensie, że końcowa faza porodu poszła tak szybko, w negatywnym sensie, że skurcze były tak uciążliwe i tyle czasu na rozwarciu 10 nic się nie działo. Po porodzie wyszło jeszcze łożysko - żaden problem i wreszcie dostałam moją siną zapuchniętą kruszynę. Dali nam się nią chwilę nacieszyć, potem dostałam znieczulenie dożylne i lekarz mnie zszył - nie było to zbyt przyjemne. Potem położna wróciła z umytą Misią. Pomogła mi ją nakarmić i wszyscy się wycofali zostawiając naszą nową rodzinę by mogła się nacieszyć sobą nawzajem. Potem położna wróciła i zapytała czy ma mnie przewieźć wózkiem na salę czy pójdę sama. Absolutnie wolałam chodzić. Potem Misia długo spała, więc mi jej nie przynosili (ale pielęgniarka przyszła mnie poinformować co i jak). Na sali miałyśmy dziewczynę po cesarce. Widziałam jak dochodzi do siebie i cieszyłam się, że urodziłam naturalnie. Nie byłam wprawdzie jak młody bóg - nacięcie ciągnęło dosyć długo i nie było mowy o siedzeniu, ale chyba tej po cesarce było gorzej. Panie które mają wskazania do cesarki też niech nie panikują - koleżanka, która rodziła miesiąc przede mną twierdzi, że przy rozwarciu 4 skurcze były tak bolesne, że cieszyła się, że zarządzono cesarkę i że ona nie wspomina rekonwalescencji jakoś źle. Jak mówiłam, wszystko jest kwestią indywidualną. Obsługa szpitala była bardzo fajna. Chętnie pomagali i naprawdę dobrze nas traktowali. Za poród i pobyt w szpitalu nie zapłaciliśmy grosza z uwagi na remont, który w ogóle nie był dolegliwy (raz widziałam pana w kombinezonie i tyle). Mam tylko drobne zastrzeżenie do lekarzy. Mieliśmy trochę problemów zdrowotnych z Misią, więc kilkukrotnie byliśmy wstrzymywani z wyjściem. Lekarze mieli taką technikę by za wiele nie mówić - pewnie dlatego by rodzice nie wyszukiwali w Googlu co dolega ich dzieciom. Jak dla mnie to było kiepskie rozwiązanie, bo miałam taką blokadę umysłową chyba od tych nieprzespanych nocy, że nie rozumiałam co się do mnie mówi, a lekarka rzuciła dwa zdania i uciekła. Potem nie umiałam tego zrelacjonować rodzinie, teściowa wkręciła sobie, że nie chcemy jej powiedzieć prawdy, a dziecku dolega coś poważnego - wniknęła z tego niepotrzebna afera. Z perspektywy czasu stwierdzam, że poród bardzo zaciera się w pamięci, że zapomina się o bólu. W tej chwili nie myślę o kolejnym porodzie, staram się nie nakręcać. Mężu stwierdził, że jest zdziwiony, że jestem taka wyluzowana. Nie wiem, może to działają jakieś hormony, a może świadomość tego, że i tak przed tym nie ucieknę. Może tym razem załapię się na znieczulenie, może skoro to będzie drugie dziecko, to będzie łatwiej. Kolekcjonuję pozytywne myśli i Wam tego też życzę. Niech moc będzie z Wami ;-)

P.S. Polecam zrobić sobie sesję ciążową. Ja trochę zdjęć robiłam sobie sama, trochę porobiły mi koleżanki, które lubią fotografię. Mamy sporo zdjęć "na wesoło". Bardzo lubię do nich wracać. Teraz też powinnam się za to zabrać, ale jakoś nie mam energii. Miśka chora i trochę niespodziewanych problemów spadło mi na głowę, ale może do tego w końcu dojrzeję (oby przed porodem ;-).

P.P.S. Przy Misi idąc za radą znajomych przez pierwszy rok robiliśmy jej zdjęcia co miesiąc. Zawsze po kąpieli na pralce. Fajnie widać jak bąbel szybko rośnie.


środa, 6 lutego 2013

OBRAZEK NA WALENTYNKI


A oto nasze dzieło walentynkowe. Wrzucam je teraz, bo chcę żebyście mieli trochę czasu na wykorzystanie tego pomysłu jeśli oczywiście Wam się spodoba. Mam nadzieję, że szanowny małżonek nie śledzi zbyt pilnie bloga i nie zobaczy walentynkowej niespodzianki przed czasem (Ci, którzy go znają - nie wygadać się!).

W zamierzchłej przeszłości, a konkretnie tutaj: http://dziecioblog.blogspot.com/2012/12/zestaw-mikoaj-i-renifer-i-nauka.html zapowiadałam Wam, że pokażę jak wykorzystać "wyszywaną" ramkę i słowa dotrzymuję. Kartonowa ramka powstała przy użyciu dziurkacza i specjalnej plastikowej igły dołączonej do kreatywnego zestawu z cytowanego posta. Jeśli nie macie plastikowej igły (bo to chyba jednak nie jest standardowe wyposażenie domu), to możecie wziąć sznurówkę z plastikowymi końcówkami lub grubszy sznurek (pokryjcie jedną końcówkę mocnym klejem i zostawcie do wyschnięcia by była sztywna). W środku ramki przykleiłyśmy papier do pakowania prezentów i tekturki z napisami. Serduszko jest z masy solnej (przepis tu:MASA SOLNA I DEKORACJE ŚWIĄTECZNE  http://blogodzieciach.blogspot.com/2012/12/masa-solna-i-dekoracje-swiateczne.html) pomalowanej lakierem do paznokci, ale równie dobrze możecie je zrobić z tekturki oklejonej czerwonym papierem kolorowym.

Jeśli chcecie zobaczyć inne pomysły na walentynkowe kartki kliknijcie poniżej tag "laurka" - ostatnio robiłyśmy dużo laurek z motywem serca (np: na Dzień Babci i Dziadka).

p.s. Zapraszam na nowy post zamieszczony na starym blogu (jak tylko wyczerpię archiwalne zapasy ze starego bloga definitywnie przeniosę się już tylko tu):

CZYM ZAJĄĆ DZIECKO W KUCHNI, CZYLI KUCHENNA ORKIESTRA (od 7 m-cy)

wtorek, 5 lutego 2013

DZIECIĘCE TEKSTY, CZYLI OD CZEGO SĄ MAMY KOLEŻANKI

Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka. Misia oczywiście zaczęła ją uzurpować dla siebie:
Misia - A teraz ciocia Hania pójdzie się ze mną pobawić do pokoju, a ty tu zostań.
Ja - Hej, no co to ma być? Z kim ja mam pogadać i kawę wypić? Ty mi zabierasz wszystkie koleżanki.
Misia - Pogódź się z tym.

Nawet jeszcze trzech lat nie ma, a tak zgasić potrafi!

sobota, 2 lutego 2013

POZYTYWNA MASKARADA W PALMIARNI

Przepraszam bardzo za poślizg, ale jak wiecie korzystam z uroków życia na wolności i nie sprawdzałam poczty, na którą przychodzą informacje o różnych atrakcjach. Mam nadzieję, że jeśli jest ktoś chętny to choć jutro uda mu się skorzystać.

Witam serdecznie ,

www.animacje-dla-dzieci.pl mają przyjemność zaprosić wszystkie dzieci wraz z opiekunami na:
Pozytywną Maskaradę w Palmiarni Poznańskiej
w dniach 02 - 03.02.2013r. w godz. 10.00 - 15.00.

W programie m.in.:
wróżby i czary
psotne konkursy
kolorowe maski i włoski
konkursy plastyczne
tropikalne kalambury
karnawałowe malowanie twarzy
z górki na pazurki
balonowy zawrót głowy
tatuaże z dżungli
wybuchowa piniata
Na powyższe wydarzenia należy wykupić bilet do Palmiarni Poznańskiej.
Szczegółowe informacje:
Natalia Trojanowicz
www.animacje-dla-dzieci.pl , zapisyanimacje@gmail.com tel.693-627-796
oraz na FB http://www.facebook.com/pages/Animacje-dla-dzieci/308835282464054

piątek, 1 lutego 2013

VERSATILE BLOGGER AWARD I "TAJNE" FAKTY Z ŻYWOTA MEGO

Jakiś czas temu otrzymałam od "Mamy w domu" wyróżnienie "Versatile Blogger Award" za co bardzo dziękuję.


 


A na czym polega zabawa?

Każdy nominowany Blogger powinien:
- podziękować nominującemu Blogerowi u niego na blogu
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów

 Nie bardzo wiedziałam cóż za sensacje z mego żywota Wam ujawnić i pomyślałam, że nic nie wiecie o tym jak wyglądam, więc zacznę od anegdot związanych z moim wyglądem.
1. Mam taką właściwość, że niewielka zmiana fryzury, stroju czy makijażu powoduje, że zupełnie inaczej wyglądam. Wciąż słyszę "no, na tym zdjęciu zupełnie nie wyglądasz jak Ty". Raz nawet przy odbiorze paszportu urzędniczka sięgnęła po telefon by wezwać policję do oszustki (znaczy mnie), która chciała odebrać cudze dokumenty. Ubłagałam panią by się wstrzymała i zaczęłam metamorfozę. Zdjęłam okulary, zaczesałam grzywkę i całe włosy do góry i poprosiłam by jeszcze raz zerknęła na zdjęcie. Pani oblała się purpurą, przeprosiła i coś bąknęła, że mogę pracować jako agentka wywiadu. Jeśli wiecie, że potrzebny jest James Bond w spódnicy - to dajcie cynk. ;-)
2. Mam duży dystans w kwestii swojego wieku, który najwyraźniej jest trudny do oceny i zdarzają się dość znaczne przeszacowania w obie ze stron. Kiedyś dozorca przyniósł rozliczenie czynszu dla sąsiadów, a gdy zapytałam o nasze stwierdził, że "syn już odebrał" (mając na myśli mojego męża). Innym razem znowu ubrałam się w dres, zarzuciłam plecak i pojechałam z Miśką rowerem do parku. Pewna pani zaczepiła mnie w jakieś sprawie i w rozmowie dodała, że to ładnie, że po szkole opiekuję się siostrzyczką. Pani nie wiedziała co ze sobą zrobić, gdy okazało się, że ja mam 30 lat, a ta "siostrzyczka" to moje własne prywatne dziecię.
3. Pewnie nie wiecie, że jestem kompletnym głąbem z fizyki. Ostatnio jeden z fachowców usiłował mi wytłumaczyć dlaczego woda leje się z pieca (i tu nasuwa mi się słynny kabaretowy cytat: "Dana woda podlegająca ciśnieniu napotykając na otwór, czyli szczelinę wypływa. Praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb") i jakie to ustrojstwo i dlaczego temu zapobiegnie. Ostatecznie myślę, że rozumiem o co fachowcowi chodziło, ale pewnie nie byłam jego najpojętniejszą uczennicą.
4. Żeby nie było, że takie ze mnie beztalencie, to piszę zabawne czasem złośliwe wierszyki na różne okoliczności np: na dziesięciolecie firmy, podsumowanie imprezy sylwestrowej czy wyjazdu i zdarzało się, że gdy się zdradziłam z tym talentem przychodzili do mnie znajomi z prośbą o napisanie życzeń na różne okazje. Pisuję czasem też wierszyki dla dzieci i nawet znajdują się tacy, którzy je publikują - serdecznie pozdrawiam wydawnictwo Impuls z Białegostoku.
5. W kwestii dokumentów jestem jak rasowa księgowa. Gdy obudzisz mnie w nocy i zażądasz instrukcji obsługi lodówki, czy rachunku za prąd z 2010 roku zapewne najpierw Cię obstukam (bo jestem śpiochem i nie lubię jak mnie budzą), a potem bez problemu dostarczę Ci potrzebny papier.
6. Nie każdy wie, że moja obecna ciąża na początku zapowiadała się na bliźniaczą. Natura jednak "poszła po rozum do głowy" i uznała, że mój system nerwowy nie ogarnie 24h takiej ekipy. Ciekawa jest również reakcja moja i mojej drugiej połowy na wieść o tym, że możemy mieć bliźniaki - ogarnęła nas kompletna "śmiechawa" bardziej chyba ze strachu niż radości.
7. Ostatni punkt będzie również związany z dziećmi żeby tak zakończyć w temacie pasującym do bloga. Macierzyństwo bardzo mnie zmieniło. Z anielsko cierpliwej, godzącej wszelkie spory, dyplomatycznej, nie potrafiącej czasem się bronić, wrażliwej, nieasertywnej osoby, która obawiała się, że swoim dzieciom da wejść na głowę i nie będzie umiała być konsekwentna zmieniłam się w prawdziwą lwicę. Ponoć na to nie wyglądam (a słyszałam to już od dwóch osób), ale w tej chwili nie brak mi konsekwencji, a cierpliwości. Cała moja dyplomacja (ku memu przerażeniu) gdzieś się ulotniła i stosuję taktykę "prosto z mostu". Jeśli mi się coś nie podoba, nie zgodzę się na to "dla świętego spokoju" - umiem powiedzieć "nie". Mimo wszystko myślę, że nadal jestem skłonna do kompromisu i sprawiedliwa, ale jak ktoś nadepnie mi na odcisk, to marny jego los.
A oto blogi, które nominuję. Piszę czego dotyczą - może coś Was z tych tematów akurat zainteresuje.
http://urodze-zycie.blog.pl- blog o podobnej tematyce do mojego
http://mamanacalyetat.blogspot.com/ - blog o podobnej tematyce do mojego
http://calymsercem.blogspot.com/ - blog DIY biżuteria i akcesoria
http://aqratnie.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło
http://biankowepasje.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło
http://mygreencanoe.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło
http://jagodowyzagajnik.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło
http://ushiilandia.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło
http://zapachwspomnien.blogspot.com/ - wystrój wnętrz i rękodzieło